Strona głównaStyl życiaŚmierci nie możemy zrozumieć

Śmierci nie możemy zrozumieć

Lękamy się śmierci, ale jednocześnie tak bardzo przyzwyczajamy się do faktu, ze umrzemy, iż śmierć, będąc zawsze najbliżej życia, przestaje być zauważalna. Nawet nie chodzi o to, że nie chcemy jej dostrzegać - my po prostu żyjemy w jej pobliżu na co dzień i to właściwie wszystko, co możemy zrobić w obliczu śmierci - możemy żyć, a kiedy przyjdzie na nas pora, to umrzemy. Nic więcej. Nie da się tego zrozumieć - mówi dr Marta Szabat, filozof zajmująca się problematyką śmierci i umierania.
Śmierci nie możemy zrozumieć Jak współcześnie definiuje się śmierć? Jakie ewolucje przechodziła ta definicja na przestrzeni dziejów?

Współcześnie definiowanie i ustalanie kryteriów jest domeną medycyny i to powołani do tego lekarze - specjaliści stwierdzają trwałe i nieodwracalne ustanie czynności mózgu. W naszym kraju, w świetle tzw. Ustawy transplantacyjnej z 2005 roku śmierć to zjawisko zdysocjowane, co wydaje się rozwiązaniem dostosowanym do naszych czasów. W ustawie nacisk położony jest na stopniową dezintegrację organizmu jako całości, jako, że śmierć ogarnia tkanki i układy w różnym czasie; decydującym i ostatecznym kryterium jest śmierć mózgowa, z pniem mózgu włącznie.

Na gruncie medycznym pierwsza definicja śmierci została wypracowana pod koniec lat sześćdziesiątych XX-wieku przez Nadzwyczajną Komisję Harwardzkiej Szkoły Medycznej dla Zbadania Definicji Śmierci Mózgowej, która ustaliła cztery warunki niezbędne do uznania osoby za zmarłą. Były to: brak wrażliwości na bodźce, ustanie akcji serca i oddychania, nieodwracalna utrata świadomości i zanik funkcji centralnego układu nerwowego oraz zanik naturalnych funkcji pnia mózgu.

Dwadzieścia lat później, również w Stanach Zjednoczonych, powołano tak zwaną komisję prezydencką do zbadania tego samego problemu. Komisja opublikowała raport, w którym zaproponowała dwie możliwości w kwestii orzekania zgonu: tradycyjny oparty na kryterium krążeniowo-oddechowym oraz kryterium nieodwracalnego zaniku wszystkich funkcji całego mózgu, z pniem mózgu włącznie. Oba kryteria do dziś wzbudzają kontrowersje, szczególnie w świetle pobierania organów do celów transplantacji czy też w kontekście statusu osób znajdujących się w stanie wegetatywnym. Przyjmowanie definicji śmierci mózgowej następowało w różnych odstępach czasowych w różnych krajach, począwszy od lat siedemdziesiątych XX wieku. W Polsce były to lata dziewięćdziesiąte. W wielu krajach, na przykład w Japonii, równorzędnie przyjmuje się tradycyjne kryterium krążeniowo-oddechowe oraz śmierci mózgowej.

Oczywiście sprawdzanie i ustalanie kryteriów zgonu towarzyszyło człowiekowi od czasów najdawniejszych. „Metody" takie, jak wstrzykiwanie atropiny czy rozcieńczonego roztworu fluoresceiny należą już do przeszłości. Jednak warto zaznaczyć, że wszelkie metody potwierdzające zgon były stosowane na wyraźną prośbę osób towarzyszących pacjentowi. Powszechnie natomiast opierano się na zewnętrznych oznakach „braku życia", takich jak: ustanie oddechu, bladość, plamy opadowe, ustanie czynności serca itp. Na ten temat szerzej mogliby się wypowiedzieć antropolodzy, etnografowie, socjologowie kultury czy historycy zajmujący się tematyką śmierci. Warto podkreślić, że współcześnie zewnętrzne objawy śmierci są również uznawane za kryteria wystarczające do orzekania śmierci. Testy stwierdzające śmierć mózgową wykonuje się tylko w uzasadnionych przypadkach.

C. S. Lewis nazwał śmierć "odwieczną Niewymierną w matematyce Wszechświata". Lęk przed nią towarzyszy ludziom od początku. Usiłujemy sobie radzić z nim na różne sposoby, od tysiącleci robią to także teolodzy, filozofowie i poeci. Jednak równocześnie śmierć i umieranie w jakiś sposób nas fascynuje. Śmierć jest postrzegana i opisywana z jednej strony jako coś nieuchronnie nam towarzyszącego, z drugiej jednak jako "Inny", w pełnym wymiarze swojej obcości. Jako dar i jako przekleństwo. Tymczasem po tysiącach lat wydaje się, że jesteśmy dalej od rozumienia śmierci niż kiedykolwiek...

Problem chyba polega na tym, że ciągle próbujemy zrozumieć coś, czego nie można zrozumieć. Śmierć można zaakceptować bądź nie, można uczyć się żyć, będąc osieroconym czy będąc w żałobie. Można ją zdefiniować w kontekście życia, co robi medycyna, precyzując kryteria orzekające o ustaniu funkcji ludzkiego organizmu. Jednak śmierci jako zjawiska, śmierci jako takiej, zrozumieć się po prostu nie da. O tym traktują właśnie filozoficzne teksty o śmierci - ona jest z innego porządku ontologicznego i egzystencjalnego. Na tym właśnie polega trudność. To także uświadomiły mi rozważania filozofów takich jak Jankélévitch, Heidegger, Derrida czy inni. Śmierć jest rzeczywiście Inna, jest absolutnie inna od życia. Może dlatego jest, jak to Pani zaznacza w pytaniu, fascynująca. Śmierć była utożsamiana już chyba ze wszystkim - z brakiem, pustką, nicością, spokojem, Nirwaną, z kościotrupem z kosą, z młodą, ponętną kobietą w czasach modernizmu czy z odwieczną tajemnicą przejścia do lepszego życia. Wszystkie te próby redukcji zjawiska śmierci do wymienionych fenomenów są jednocześnie wyrazem prób kontrolowania sfery, której kontrola jest niemożliwa. Alegorie śmierci czy symbolika przemijania do niej przypisana niczego nie wyjaśniają, chociaż dają złudzenie wyjaśnienia. Prawdopodobnie też z tego powodu pojawiły się w kulturze - aby „oswoić" coś, co jest bardzo blisko, co jest nami, ale co chcemy za wszelką cenę oddalić i utrzymać na dystans.

Przywołuje Pani zdanie Lewisa i ono bardzo dobrze pokazuje powszechne przekonania związane ze śmiercią, to znaczy chcemy o niej myśleć jak o odwiecznej tajemnicy a ona nie daje się sprowadzić do tego, co wieczne. Śmierć jest blisko życia i dlatego w języku chcemy ją odsunąć jak najdalej. Nazywamy ją tajemnicą a ona jest „prozą", codziennością - w tej chwili umierają ludzie i to jest powszechna, wcale nie odkrywcza, prawda o nas. Zawsze było to prawdą a człowiek nigdy też nie chciał o niej myśleć i dzisiaj także nie ma zamiaru zmieniać swoich przyzwyczajeń, ponieważ myślenie o śmierci nic nie daje - odbiera ale nie daje niczego w zamian. , ale jednocześnie tak bardzo przyzwyczajamy się do faktu, ze umrzemy, iż śmierć, będąc zawsze najbliżej życia, przestaje być zauważalna. Nawet nie chodzi o to, że nie chcemy jej dostrzegać - my po prostu żyjemy w jej pobliżu na co dzień i to właściwie wszystko, co możemy zrobić w obliczu śmierci - możemy żyć, a kiedy przyjdzie na nas pora, to umrzemy. Nic więcej. Nie da się tego zrozumieć.
 
Strony : 1 2 3

Joanna Gacka / Senior.pl

Zgłoś błąd lub uwagę do artykułu

Zobacz także

 

 

 

Skomentuj artykuł:

Komentarze mogą dodawać wyłącznie osoby zalogowane.
Jesteś niezalogowany: zaloguj się / zarejestruj się




Komentarze

  • 14:55:50, 18-04-2014 ~gość: 89.79.143.xxx

    "Fakt, że można zderzyć się z myślami filozofów na ten temat, dla mnie osobiście jest pociechą i inspiracją, ponieważ mam świadomość, że, jako człowiek, którego przyszłością z pewnością jest śmierć, niewiele mogę, ale jako człowiek myślący mam przynajmniej tego świadomość i chociaż nie jestem w stanie przygotować się do własnej śmierci, to mogę zrobić, co w mojej mocy, aby nie zmarnować życia." mądrze brzmi, ale tylko brzmi... a co to znaczy zmarnować życie? i jak w obliczu śmierci pociechą ma być świadomość "niezmarnowanego życia"? na tym właśnie rzecz polega, że kłopoty w rozumieniu czym jest śmierć prowadzą do rozważań, które wielu bierze "na serio", wszak stąd popularność religii obiecujących pośmiertną kontynuację jednostkowej egzystencji bez utraty świadomości własnej tożsamości.
    ... zobacz więcej
  • 18:02:52, 18-04-2014 toy_

    Najbardziej w tym wszystkim przeraza niejasny moment smierci w kontekscie transplantologii

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Senior.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Komentarze niezgodne z prawem i Regulaminem serwisu będą usuwane.

Artykuły promowane

Najnowsze w dziale

Polecane na Facebooku

Najnowsze na forum

Warto zobaczyć

  • Umierać po ludzku
  • Internetowe Stowarzyszenie Seniorów
  • Aktywni 50+
  • Kosciol.pl
  • Oferty pracy