Cytat:
tadeusz50
Dom w którym mieszkam został wybudowany jeszcze przed wojną II-gą. przez dziadka. Dziadek wybudował z myślą o synu, -moim tacie (był jedynakiem). Tak by mógł on-dziadek mieszkac i syn z rodziną.Co wyszło po wojnie. Dziadek mieszkał ale lokatorów zameldowała komuna. Dopiero po zmianie ustroju można było myśleć o odzyskanie swojej własności. Mankamenty są bo trzeba wciąż coś uzupełniać, naprawiać unowocześniać. Część zajmują współwłaściciele po sprzedaży swojej części przez mojego brata. Połowa jest moja i mieszkam z synem i synową i córką z wnuczkami. Ale każdy ma swoje mieszkanie. Z pewnością nie gniżdzimy sie tak jak to było gdy bylem dzieckiem. Mankament dom tuż przy skrzyżowaniu dwóch ruchliwych ulic, ale nie wyobrażam sobie mieszkania gdzieś gdzie niema ruchu wielkomiejskiego. Cisza i spokój dobre ale na dwa tygodnie.
Mój Ojciec, w 1948 r kupił jednorodzinny, 4-izbowy dom, w którym mieszkałem do 1954 r, a rodzice (już tylko Mama) do 1983. Potem 1 brat z rodziną , a w 87, po przeprowadzce jednego brata do bloków, a drugiego do jednorodzinnego domku k/Warszawy, który wybudowali za kredyt uzyskany ulgowo, w ramach tego, że żona była nauczycielką, sprzedaliśmy na prośbę zadłużonej siostry z Krakowa ten spadek, o czym już wspominałem.
Mimo, że to był mały dom (OK.120mkw), aby uniknąć dokwaterowania, ojciec zaproponował swemu bratu po ślubie, aby zamieszkał u nas w jednym pokoju (ok. 25mkw.). Wtedy normy były spełnione i dokwaterowania obcych ludzi unikneliśmy. Wtedy norma byłs ,zdaje się, 7mkw/osobę. U nas w domu o pow.ok. 120, mieszkało na początku 7 osób, a 2-3 lata poźniej 9 osób. Było ciasno, ale rodzinnie. Takie były czasy, i nie pamiętam, aby były w tym "ścisku" jakieś kłótnie.
Ten dom miał ok. 1200 mkw. ogrodu, którego połowę zabrano , "przymusowy wykup",nam pod bloki. Całe szczęście, że nie zabrano wszystkiego, bo Ojca traktowano cały czas jako przedwojennego kapitalistę ( przed wojną, i parę lat po wojnie miał sklep).Jako syn "byłego kapitalisty" ledwo dostałem się na studia techniczne, do nowo-otwartej Szkoły Inżynierskiej" ( później politechniki) w Częstochowie. Akademika, ani stypendium, nie dostałem. Po roku dopiero, z uwagi na bardzo dobre wyniki w nauce dostałem częściowe stypendium, i miejsce w domu studenckim, na piątego w pokoju. Spałem na 3 piętrze, na łóżku pod sufitem. Po 3 cim semestrze miałem już pełne stypendium. Dzięki przewodniczącej ZMP, ładnej babce, która później "wykruszyła się, niestety.
Tak więc, Tadziu, nie lekko było po wojnie naszym ojcom. Ale, grunt, że doczekaliśmy się emerytury i wnuków, czyli osiągneliśmy cel życia. Na lepsze życie, przynajmniej ja, już nie liczę.
Rodzicom, szczególnie Ojcu, zawdzięczam to, że nigdy nie narzekał na ciężar czasów, nigdy nie nastawiał mnie wrogo do nowych czasów , które nastały po wojnie, mimo,że tęsknił za czasami przedwojennymi swojej młodości. Często wspominał też swoje ciężkie życie w biednej,galcyjskiej wiosce, nad Wisłą k/Krakowa.
...