Trzęsienie ziemi w Chinach - tysiące ludzi bez dachu nad głową

Nagie, zakrwawione i posiniaczone zwłoki zostały ułożone w stos na ogromny stos pogrzebowy za granicami zrujnowanej miejscowości Jiegu znajdującej się na odległym płaskowyżu tybetańskim. Ministerstwo Zdrowia zwróciło się do wszystkich pracowników zaangażowanych w czynności ratowniczych w regionie, aby bacznie obserwować i zgłaszać podejrzenie zarazy. W obawie przed epidemią ciała ofiar są palone. Ci, którzy przeżyli, cierpią głód, czekają na pomoc i zapewnienie choćby tymczasowego schronienia.

- Nigdy nie mieliśmy tak klęski. Nigdy nie mieliśmy tak wielu ofiar. Kremacja jest jedynym sposobem, aby uwolnić ich dusze - powiedział mnich Jiemi Zhangsuo.

Do regionu wysłano kilkanaście tysięcy ratowników, którzy mają opatrywać rannych, szukać zaginionych i zapewnić pomoc doraźną. Tajwański czerwony krzyż włączył się w akcję ratowniczą, zareagowały też organizacje charytatywne z innych części świata.

Prezydent Chin Hu Jintao skrócił wizytę w Ameryce Łacińskiej i udał się do rejonu kataklizmu. Zarządził mobilizację, do obszarów klęski żywiołowej wysłał samoloty z pomocą humanitarna i żołnierzy.

Dalajlama XIV, który urodził się w prowincji Qinghai, a obecnie przebywa w Indiach, bowiem przez Pekin został uznany za separatystę, zaapelował w sobotę do władz chińskich, aby pozwoliły mu odwiedzić strefę kataklizmu. - Aby spełnić wolę wielu ludzi, którzy tam przebywają, jestem gotowy pojechać tam osobiście i dać im wsparcie - napisał w liście do władz Chin.