27-04-2006
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Rosyjskie prowincje oddalone od metropolii lub choćby dużych miast wyludniają się, ludzie młodzi uciekają stamtąd – wyjeżdżają za pracą i już nigdy nie wracają. W miasteczkach, gdzie poupadały dawne radzieckie przedsiębiorstwa panuje marazm i bieda. Zostali ci, którzy uciec nie mogli – przede wszystkim ludzie starsi i emeryci.
Dokąd wyjeżdża młodzież? Oczywiście przede wszystkim do stolicy. Moskwa przyciąga swoją legendą wielkiej, świetlistej i pełnej chwały metropolii. Na miejscu często się okazuje, że marzenie o szybkich pieniądzach to mrzonki, postradziecki odpowiednik amerykańskiej drogi „od pucybuta do milionera”. Rzeczywistą karierę udaje się zrobić jedynie garstce.
Co robią ci starsi, którzy zostali w miejscowościach oddalonych o tysiąc, dwa lub kilkanaście tysięcy kilometrów od Moskwy? Emeryci przede wszystkim wspominają czasy radzieckie i zwykle nienawidzą Gorbaczowa, który „zniszczył Związek Radziecki”. 50-60-latkowie tworzą armię bezrobotnych, ale niezbuntowanych, cierpiących w skrytości swoją biedę. Na prowincji nikt nie protestuje, nie burzy się. Ludzie jeszcze w sile wieku traktowani są jak starcy.
Socjologowie biją na alarm – za kilka lat pomiędzy dużymi miastami będą wielkie obszary niemal bez mieszkańców.